Sezon na wiosenny, dziki szczaw trwa niestety bardzo krótko. Warto już teraz zrobić zapasy, gdyż ten majowy szczaw o delikatnych, lekko kwaskowych liściach jest najsmaczniejszy! Wystarczy zebrać młode listki i zamknąć je w słoikach - prosto z natury, bez zbędnego kombinowania. Oczywiście szczaw można również kupić na targu, jednak ten polny jak dla mnie jest lepszy, znacznie kwaśniejszy, a co najważniejsze, jest zupełnie za darmo. Przygotowanie takiego szczawiu na zimę zajmuje zaledwie kilka chwil, a esencja zawarta w słoiku z pewnością będzie kulinarną pamiątką po pachnącej wiośnie.
Składniki
- 1 kg szczawiu
- 1 łyżka soli niejodowanej *
- 5-6 łyżek wody
Przygotowanie
- Szczaw dokładnie przebieramy, usuwając zepsute liście, łodygi oraz resztki traw. Dokładnie płuczemy w zimnej wodzie, aby pozbyć się owadów i piasku. Tak przygotowany szczaw kroimy nożem w paseczki. Szczaw można również zmielić maszynką lub blenderem, ale ja bardzo lubię kawałeczki listków w zupie.
- Do garnka wlewamy wodę, partiami wrzucamy pokrojony szczaw, mieszając. Kiedy szczaw znacznie zmniejszy swoją objętość, dodajemy sól, doprowadzamy do wrzenia i chwilę gotujemy. Minuta z pewnością wystarczy. Szczaw straci swój piękny, zielony kolor, ale to całkiem normalne. Gorący szczaw przekładamy do czystych, wyparzonych słoików i mocno zakręcamy. Ja używam małych słoików, takich po koncentracie pomidorowym. Szczaw nie wymaga pasteryzacji. Jeśli jednak macie obawy, poniżej podaję proces pasteryzacji.
Pasteryzacja
- Słoiki umieszczamy w garnku wypełnionym wodą do 3/4 wysokości słoików. Pasteryzujemy przez 15 minut od zagotowania się wody. Słoiki studzimy i przechowujemy w ciemny i suchym miejscu.
Odnośniki
- * polecam sól kłodawską
Uwagi dodatkowe
- szczaw zbieramy wczesnym rankiem w bezdeszczowy, słoneczny dzień. Z dala od szos i zakładów przemysłowych
- dziki szczaw (łąkowy czy polny) jest drobniejszy od tego pochodzącego z ogrodowych upraw. Ma jednak bardziej kwaśny smak, więc do uzyskania esencjonalnej zupy potrzeba jest nam go znacznie mniej
- szczaw pod wpływem temperatury znacznie zmniejsza swoją objętość, więc trzeba go trochę nazbierać
Jeśli wypróbowałaś/eś ten przepis zostaw, proszę komentarz i napisz, czy Ci smakowało. Na pewno pomoże to innym czytelnikom, a mi będzie bardzo miło! Przepis możesz również ocenić i dodać zdjęcie przygotowanego dania. Będę również bardzo wdzięczna, jeśli polubisz moją stronę na facebooku – każde polubienie sprawia mi radość i motywuje do dalszej pracy.
Zupa szczawiowa – moja ulubiona z dzieciństwa… najlepsza ta od babci!
Uwielbiam wszelką zielieninę, zupę szczawiową również 🙂
Ciekawy sposób. Ja robię trochę inaczej
Pyszne ! Lubię korzystać z Twoich przepisów
Smaki dzieciństwa! Dziękuję za przypomnienie!
U nas szczaw w użyciu bardziej dla świnek morskich, niż dla nas 😉
Ja to rzadko jadam szczaw 🙁 Sama nie wiem czemu.
Moja mama wspomina że babcia gotowała szczaw. Ja nie znam tego smaku.
Bardzo fajny pomysł, uwielbiam szczaw i zupkę szczawiową.
Też bardzo lubię szczwawiową 🙂
Uwielbiam szczaw, a w takiej wersji jeszcze bardziej mi odpowiada.
Ja z kolei chyba jeszcze nigdy z niego nie korzystałam.
Zawsze warto korzystać z darów natury.
Też tak sądzę
Jestem przekonana, że to często wykorzystywany przepis.
Przyznam że nigdy nie jadłam szczawiowej zupy, widzę ze może warto spróbować, koleżanka jakiś czas temu robiła z koncentrtu
A ja myślałam, że nie ma takiej osoby, która by choć raz w życiu tej zupy nie jadła 🙂
Ale mi się post trafił. Jak ja nienawidzę szczawiu. Jak kiedyś pracowałam w DPSie i widziałam, ze była w jadłospisie zupa szczawiowa to wychodziłam. Tak mnie razi nawet ten zapach, ale rozumiem, że inny mogą go uwielbiać.
O kurczę, aż tak?
Pamiętam zapasy szczawiu robione przez moją babcię. Ja robię kilka słoików.
Ja też wiele nie robię, ale kilka słoiczków zawsze mam 🙂
Na pewno warto zamykać takie majowe smaki w słoiku na jesienny czas.